niedziela, 3 maja 2015

Grill :)


Wszędzie w koło mówią, że w trakcie majówki grill jest obowiązkowy. No więc i ja z moimi dwunogami się dziś wybrałem. Zabraliśmy cały niezbędny bagaż i wyruszyliśmy. Oczywiście Pan z Panią się straaasznie wolno zbierali, więc na zachętę ich oszczekałem. Gdy już wyruszyliśmy i dotarliśmy na wał okazało się, że człowieki to okropne lenie i gdzie się da wjechać samochodem to tam wjadą. Dlatego też musieliśmy iść dość duuługo wzdłuż brzegu, częściowo przez krzaki i chaszcze, aż znaleźliśmy wolne miejsce. Wolne było pewnie dlatego, że nie dało się tam dojechać autem. Rozbiliśmy się, Państwo rozpalili grilla i odpoczywali na kocu, a ja w tym czasie wykorzystałem ich nieuwagę i... jadłem trawę. Jadłem jej ile wlezie. Pani krzyczy gdy to robię, ale dziś nie widziała, a ja to z premedytacją wykorzystałem. Już dawno nie naskubałem się tyle zieleninki. Mniam, musicie sami spróbować :) Gdy kiełbaska się już upiekła, a właściwie trochę sfajczyła, (bo moje dwunogi tak się zachwyciły wylegiwaniem na słońcu, że zapomniały o pilnowaniu obiadu) to położyłem się blisko talerza i czekałem na swoją porcję, no i się doczekałem, dostałem trochę zwęgloną, ale jakby nie patrzeć kiełbaskę. Po zjedzeniu przyszedł czas na sjestę, którą bezczelnie próbował nam zakłócić jakiś dziadek z wędką. I w tym momencie zostałem bohaterem dnia! Zacząłem szczekać i warczeć informując go, że ma się nie zbliżać do naszego miejsca i iść precz skąd przyszedł. Podziałało. Później szczekając nawoływałem przepływające kaczki, ale nie chciały do mnie przypłynąć. Nie rozumiem dlaczego. Przecież chciałem się z nimi tylko troszkę pobawić (ewentualnie usmażyć je na grillu i zjeść ze smakiem). Oszczekać musiałem też fale po motorówce rozbijające się o brzeg. Bo jak one w ogóle śmiały się o niego rozbijać i rozpraszać mnie swoim chlupotem?! Pozdrowiłem też psa płynącego na łódce, też mnie pozdrowił, pełna kultura. Naszczekałem też na moich Państwa, żeby pobawili się ze mną piłką.


A na koniec zrobiłem coś co uwielbiam! Gdy już zbieraliśmy się do powrotu zacząłem kopać dziurę w ziemi. Kopałem, kopałem i kopałem. Wyrywałem kłęby trawy i... znów kopałem, kopałem i kopałem. Robiłem przerwę, żeby powąchać trochę w swoim dole i... dalej kopałem, kopałem i kopałem. Obsypałem świeżą glebą Panią, która zwijała moją dłuuuuuugą smycz, obsypałem koc i plecak Pana. Kilka grudek ziemi trafiło nawet do grilla. Kopanie w ziemi to jedna z tych rzeczy którą sffeterki lubią najbardziej. Podsumowując, to był udany dzień i udane zakończenie tego długiego, leniwego majowego weekendu. Wygrzałem się na słonku, nawdychałem świeżego powietrze, wykopałem dól, pojadłem trawy i wyyyyszczeeeekałem się. Teraz czas na odpoczynek po tym pracowitym dniu. Życzę wszystkim pieskich snów, dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz